Powołania

1(147)2021 Od Redakcji

    

    

Czy dziękuje [się] słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wy­konaliśmy to, co powinniśmy wykonać.

(Łk 17,9-10)

          

           Gdyby teoria wielorakiej inteligencji Howarda Gaednera miała jakieś rzetelne, naukowe uzasadnienie, to umiłowanie porządku można by uznać za cechę wrodzoną niektórych, a niechlujstwa za cechę większości. W rzeczywistości skłonność do przestrzegania reguł i zasad wprowadzających ład i porządek do naszego życia materialnego, duchowego, religijnego i społecznego jest rezultatem procesu wychowawczo-edukacyjnego i wytężonej pracy nad sobą. Jest cnotą społeczną. Dopiero niemieckie ludobójstwo niearyjskich narodów w imię wyższości rasy germańskiej, przyniosło po II wojnie światowej opamiętanie zwolenników niesławnej eugeniki i odrzucenie tej dokładnie sto lat starszej, pseudonaukowej teorii Francisa Galtona o genetycznej predyspozycji do doskonałości lub genetycznym obciążeniu jej brakiem. Niestety pokusa „naukowego” usprawiedliwiania bałaganiarstwa i niesumienności wraca co jakiś czas jak bumerang, bo zachowanie ładu i przestrzeganie porządku wymaga przygotowania, wysiłku i systematyczności, w dodatku tym większych, im mniej są one widoczne na zewnątrz, a bardziej dotyczą życia wewnętrznego.

     Życie konsekrowane przypomina światu, że w porządku łaski wszyscy – poza Niepokalaną Maryją i Janem Chrzcicielem – w momencie urodzenia mają równe szanse, że judeo-protestancka predestynacja jest błędem, że do nieba nie idzie się za dobre urodzenie ani za brak grzechów, ale za dobre uczynki; nie za brak wad, ale za zdobywanie i praktykowanie cnót; nie za świętą obojętność i nieryzykowanie, ale za podejmowanie trwałych zobowiązań i ich wypełnianie. Ślubujemy Bogu na zawsze nie dlatego, że uważamy się za doskonałych i jesteśmy przekonani, że na pewno damy radę, ale ponieważ dotknięci Jego miłością, każde inne rozwiązanie, każdy inny projekt na życie uważamy za amatorską prowizorkę niegodną chrześcijańskiego powołania do świętości. Gdyby nie żywa wiara (bynajmniej nie we własne możliwości), głęboka nadzieja (ta wbrew nadziei), i żarliwa, w pełni bezinteresowna miłość, nie miałoby to najmniejszego sensu. Takie pozytywne ujęcie, którego istotą jest działanie, a nie bierność, koncentrowanie się na tworzeniu dobra, a nie unikaniu zła, nie podważa szóstej głównej prawdy wiary. Wprost przeciwnie: cała nadzieja w łasce Bożej, do współpracy z którą nakłania szczera miłość.

     Tyle teorii. W praktyce „zużycie materiałowe” dosięga niektórych już kilka lat po ślubach. Nie da się tego w pełni wyjaśnić teorią „kultury tymczasowości”, a właściwie prowizoryczności, prawdopodobnie słuszną, choć mało precyzyjną. Może kiedyś jakiś odważny teolog postawi wprost pytanie, moim zdaniem retoryczne, czy przypadkiem u źródeł problemu nie leży po prostu brak wiary.

     Życie konsekrowane, nie tylko ordo zakonne, również ordo virginum, ordo viduarum, ordo eremitarum jest w swej istocie życiem uregulowanym, uporządkowanym. Od zawsze jest to widoczne w jego łacińskim nazewnictwie. Nawet polskie „zakon”, dalekie od oryginalnego „ordo”, wzięto literalnie z prasłowiańskiego słowa wyrażającego prawo, a istotą prawa jest stanie na straży wartości, ładu i porządku. Skoro nie istnieje „nieuporządkowana wiara chrześcijańska” (co najwyżej synkretyzm albo jakaś herezja), to „nieuporządkowane życie zakonne” tym bardziej jest oksymoronem. To smutne, że w jakimś momencie historii, ludzie ukartowali tautologiczny zwrot „porządny zakonnik”... zapewne dla odróżnienia od pozostałych. Dziś znaleźliby się tacy, którzy uważają go za oksymoron.

     To nie ludzie spoza Kościoła wymyślają „mądrości” typu „odłóżmy brewiarz i zacznijmy się modlić”, albo modyfikują teksty liturgiczne na wzór niesławnego „przekażmy sobie znak pokoju” i biegają z tym znakiem po prezbiterium przekonani, że „Pax Domini sit semper vobiscum” z ordo missae było formalne, bezduszne i bezwartościowe, a oni dopiero teraz zrobią coś doniosłego „od serca”! Bez trudu znaleźć można zakonnika lub zakonnicę (czytaj: profesów – tych co ślubowali Bogu) przekonanych o tym, że dobry uczynek z obowiązku, z grafiku, z polecenia przełożonych, z zakonnego nawyku (pojęcie cnoty kojarzy się im z czym innym, albo w ogóle z niczym się już nie kojarzy) ma u Boga mniejszą wartość niż czyn spontaniczny, nie z obowiązku, nie wynikający ze złożonych ślubów, „nie z prawa, lecz z serca” (sic!). Pewnie dlatego, że bicie serca jest bardziej wyczuwalne po lewej niż po prawej stronie... Ręce opadają!

     Dwa i pół wieku germanizacji, rusyfikacji i sowietyzacji polskiego narodu (z przerwą na dwudziestolecie międzywojenne) wycisnęło na nas swe piętno. W rozmowie między Anglikami co chwilę słychać „please” i „thank you”; u nas są to słowa od wielkiego święta. Przeciętny Włoch (ani wojskowy, ani przesadnie religijny) cieszy się, gdy zrobił wszystko co musiał, że wykonał dobrze polecenie i spełnił swój obowiązek. Tak został wychowany. We włoskich kościołach i mediach, niezależnie od światopoglądu, sumienność i obowiązkowość stawiana jest na pierwszym miejscu. Niestety od początku ubiegłego stulecia, kiedy św. Pius X rozwiązał „Opera dei congressi e dei comitati cattolici”, powołując w jej miejsce „Azione Cattolica”, ta sugestywna zmiana nazewnictwa zaczęła przenikać do codziennego słownictwa, znajdując szczególnie podatny grunt w mentalności Polaków: doraźna „akcja” wyparła systematyczne „dzieło”. Na przykład organiczna, długofalowa i systematyczna działalność Caritas w Polsce znana jest prawie wyłącznie jej beneficjentom, objętym przez nią codzienną i długotrwałą opieką; media i ogół wiernych postrzegają Caritas prawie wyłącznie przez pryzmat akcji pomocowych w czasie klęsk żywiołowych lub związanych z rozprowadzaniem wigilijnych świec. Jesteśmy specjalistami w organizowaniu „akcji”, o wiele trudniej przychodzi nam zaangażować się w trwałą działalność. Problem w tym, że to przeniknęło do naszych systemów wartości. Ludzie chwalą, gdy ktoś „otwiera serce”, ale gdy je ma ciągle otwarte, sprawa wydaje się im już mocno podejrzana.

     Życie konsekrowane powinno być czytelnym znakiem dla świata przesiąkniętego prowizorycznością, akcyjnością, nieobowiązkowością i brakiem systematyczności; powinno być świadectwem regularności, trwałości, odpowiedzialności, prawości, ładu i porządku, tak w relacjach międzyludzkich jak w intymnych relacjach z Bogiem, zarówno w życiu społecznym jak duchowym.

     Jeśli będziecie kiedyś przejeżdżać tunelem pod Mont Blanc, zatrzymajcie się na przylegających do niego parkingach. Po francuskiej stronie łatwo znajdziecie monument upamiętniający 39 ofiar tragicznego pożaru z 24 marca 1999. Dwa nazwiska na samym dole to 54-letni francuski strażak Georges Tosello i 33-letni włoski serwisant tunelu Pierlucio Tinazzi, który miał na motocyklu wywieźć na zewnątrz nawet 10 osób. Po latach okazało się, że informacja ta jest znacznie przesadzona, co nie zmienia faktu, że niosąc pomoc ofiarom pożaru, zginął razem z ratowanym kierowcą w komorze przetrwania, zwęglony temperaturą około tysiąc stopni Celsjusza. Świadom ryzyka, pomagał innym nie zważając na zagrożenia, bo to był jego obowiązek. Jako pracownik SITMB – firmy zarządzającej tunelem, był odpowiedzialny za bezpieczeństwo podróżnych, a obowiązki należy wypełniać sumiennie, dokładnie i do końca.

     Świętość to nie nadzwyczajne, spontanicznie i sporadyczne czyny, jednorazowe akcje podejmowane bez zobowiązania („jak się uda – to dobrze, a jak nie – to nie będzie wstydu”). Świętość to konsekwentne trwanie na posterunku, to codzienne wypełnianie zaciągniętych obowiązków: małżeńskich, rodzicielskich, pracowniczych, wynikających z zajmowanej pozycji społecznej, z wyznawanej wiary, ze złożonych przyrzeczeń i ślubów, z potrzeby bycia prawym człowiekiem i dobrym chrześcijaninem.

     Na tablicy upamiętniającej Pierlucio Tinazziego po włoskiej stronie tunelu, jest tylko jedno krótkie zdanie: „Esempio di altruismo e generosità ha sacrificato la sua giovane esistenza nell’adempimento del proprio dovere”, które można przetłumaczyć: „Wzór altruizmu i hojności, poświęcił swoje młode życie wypełniając swój obowiązek”. Nie znaleziono we włoskiej mowie piękniejszych słów uznania. Te słowa są perfekcyjnie chrześcijańskie, zakorzenione w Ewangelii, od wieków praktykowane w życiu konsekrowanym.

     Oby nigdy nie było trzeba zmienić w poprzednim zdaniu przyimka „od” na „przed” wraz z przypadkiem następującego po nim rzeczownika.

 

©2024 Misjonarze Klaretyni Prowincja Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone
Zadaj pytanie on-line