1(141)2020 Od Redakcji
„Pytanie o zbawienie ludzi zostaje zawsze niewłaściwie postawione, gdy stawia się je «od dołu”, jako pytanie: jak ludzie się usprawiedliwiają. Tymczasem kwestia zbawienia ludzi to nie pytanie o samousprawiedliwienie, lecz o usprawiedliwienie z wolnej Bożej łaski. Chodzi o ogląd spraw z góry”1 – napisał w przededniu Soboru Watykańskiego II późniejszy papież Benedykt XVI. Kto z nas nie pamięta parafialnych krzyży misyjnych z sentencją „Zbaw duszę swoją”, w której udało się zawrzeć aż trzy herezje?2. Przywrócenie świadomości tego, że to Bóg nas zbawia przy naszej współpracy – zaledwie współpracy, chociaż ani biernej (taki oksymoron przez wieki istniał w formacji zakonnej), ani tylko wolitywnej, bo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane (co wiedział już Bernard z Clairvaux) – skłoniło pewną grupę teologów do odkurzenia przypisywanej Orygenesowi starożytnej koncepcji apokatastazy, przypomnianej w średniowieczu przez Jana Szkota Eriugenę, a pod koniec ubiegłego wieku rozwijanej przez Hansa Ursa von Balthasara. W połowie tamtego stulecia młody Ratzinger pisał: „Wyobrażenie, że wszyscy dobrzy ludzie zostaną zbawieni stało się obecnie dla przeciętnego chrześcijanina tak samo oczywiste, jak niegdyś przekonanie o przeciwieństwie tego stanowiska”3. W apokatastazie zaś chodzi nie tylko o dobrych, lecz o wszystkich ludzi. A przecież to w tamtym czasie Tomasz Merton przeżywał swoje nawrócenie pod wpływem kazania o piekle, głoszonego przez prostego księdza Moore’a z Morningside Heights na Manhattanie4.
Groźba wiecznego potępienia przez wieki nie tylko mobilizowała chrześcijan do uczciwego życia, pielęgnowania wiary religijnej i pracy nad sobą, ale również motywowała liczne rzesze gorliwych katolików do heroicznych działań ekspiacyjnych i apostolskich w intencji nawrócenia szeroko rozumianych grzeszników: chrześcijan żyjących w grzechu uczynkowym i pogan w grzechu pierworodnym. Byli pośród nich zarówno wielcy założyciele zakonów, jak i żyjące w ukryciu pobożne, święte dusze, prowadzące głębokie życie mistyczne. Wielu z nich Kościół wyniósł na ołtarze, stawiając nam za wzór do naśladowania.
Jednym ze świętych, pragnących uratować od potępienia jak najwięcej dusz, był Antoni Maria Klaret, którego powołanie apostolskie wyrosło z rozważań o wiecznym potępieniu5. W 1843 opublikował w Vich książeczkę Camí drét y segúr per arribar al cel (Prosta i pewna droga do nieba), która natychmiast została przedrukowana w innych miastach po katalońsku i w tłumaczeniu na hiszpański (Camino recto y seguro para llegar al cielo), osiągając w 1850 odpowiednio 16 i 17 wydań w obu tych językach. Pod koniec stulecia objętość książki powiększyła się z początkowych 48 stron do 416 po katalońsku (Barcelona 1899) i do 568 po hiszpańsku (Barcelona 1900) oraz baskijsku (Barcelona 1906). Pół wieku temu ukazało się jej 185. wydanie po hiszpańsku (Madryt 1970); po katalońsku wyszło ich w sumie 45, a po baskijsku 12.
Nie jest to tylko książeczka do nabożeństwa, modlitewnik jak Droga do nieba (Opole 1948-2009 – 63 wydania), ale raczej dostosowany do prostego czytelnika podręcznik formacji chrześcijańskiej, zawierający również modlitwy. Ponieważ przydawką tytułowej drogi jest przymiotnik segúr, seguro, segurua – pewna (niezawodna, skuteczna), aby uniknąć teologicznych dwuznaczności, oto pierwsze słowa z Camí: „Jezus Chrystus mówi nam o sobie w Ewangelii: Ja jestem DROGĄ, prawdą i życiem (J 14, 4); więc o tyle idzie się przez Niego – zgodnie z wyjaśnieniami eksponowanych świętych – o ile dokładnie przestrzega się Jego najświętszego prawa i usiłuje naśladować Jego przykład”6. Bynajmniej nie książeczka jest prostą i pewną drogą prowadzącą do nieba, ale Jezus Chrystus i jego nauczanie.
Dostania się do nieba nie gwarantuje też sztywne przestrzeganie wytłumaczonych w książeczce zasad chrześcijańskiego postępowania (ejercicio del cristiano). Tylko rozumne i płynące z potrzeby serca wypełnianie zawartych tam wskazań i pobożnych praktyk przybliża do ideału świętości – upodabnia chrześcijanina do Chrystusa. On zaś jest życiem wiecznym. I na tym to polega. Nie wszystkim jednak się to udaje. Sto lat po Klarecie, młody Ratzinger napisał zatroskany: „Cechą charakterystyczną Kościoła naszych czasów (…) jest to, że mamy do czynienia z pogaństwem w Kościele oraz z Kościołem, w którego sercu krzewi się pogaństwo”7. Dlatego „ponownie należy sobie uświadomić, że sakramenty bez wiary nie mają sensu i tu Kościół będzie musiał stopniowo, z zachowaniem największej delikatności, zrezygnować z szerokiego zakresu swojego zasięgu, gdyż wynika z tego zwodzenie samego siebie oraz ludzi”8.
Konieczność naśladowania Jezusa Chrystusa w dążeniu do świętości, nabywanie i praktykowanie cnót chrześcijańskich jako droga do wiecznego szczęścia, oraz wiara w zmartwychwstanie ciała i istnienie czyśćca odróżnia nas zdecydowanie od reformatorów i ewangelików. W perspektywie wiecznego zbawienia protestancka predestynacja neguje użyteczność i celowość wszelkich ludzkich wysiłków, a przypisywanie uczynkom jakiejkolwiek zbawczej wartości jest w ich teologii nie do przyjęcia (sola fide). Modne dzisiaj bratanie się z teologią protestancką, poprawne politycznie powtarzanie w obecności żałobników, przy prawie każdej trumnie i nad prawie każdym grobem, wylansowanego po śmierci Jana Pawła II zwrotu „Odszedł do domu Ojca”, a tym bardziej „Jest już w niebie” (ergo: nie ma czyśćca), stawia nie tylko pod znakiem zapytania sensowność prowadzonej w tym momencie modlitwy (chyba że o rychłą beatyfikację), ale również posługi kapłańskiej (m.in. odpuszczania grzechów), życia konsekrowanego (m.in. ćwiczenia w cnotach), a nawet samej przynależności do Kościoła katolickiego (m.in. przestrzegania zasad etyki katolickiej). Zapewnianie wiernych, że „wszyscy będą zbawieni” jest wyjątkowo niefortunnym, za to bardzo efektywnym demotywatorem do podejmowania inspirowanego religijnie wysiłku moralnego, zwłaszcza długoterminowych zobowiązań, nie tylko przez młodzież wychowaną w kulturze tymczasowości. Po co podejmować zobowiązania na całe życie i ryzykować śmiertelny grzech niedotrzymania małżeńskiego ślubowania, ślubów zakonnych, kapłańskiego posłuszeństwa i celibatu, skoro i tak „wszyscy będą zbawieni”? Po co trwać w wierności małżeńskiej, kapłańskiej i zakonnej, jeżeli można odrzucić to wszystko bez jakiegokolwiek eschatologicznego ryzyka, skoro i tak „wszyscy będą zbawieni”?
Ostatnia dekada przypomina nieco atmosferę, jaka panowała w środowisku kościelnym bezpośrednio po Soborze Watykańskim II, gdy okazało się, że w Lumen gentium wyodrębniono rozdział o „Powszechnym powołaniu do świętości w Kościele” (pozbawiając przy okazji rozdział o „Zakonnikach” fundamentu biblijnego), co niemałej liczbie konsekrowanych podcięło korzenie ich dotychczasowej motywacji, która nagle okazała się chybiona. Toteż w pierwszej dekadzie po Soborze liczba zakonników zmalała o 18,5%, a zakonnic o 9,7%9. Oprócz tego misjonarze dowiedzieli się, że ich niezwykle trudna działalność wcale nie jest konieczna do zbawienia ludów nie znających Chrystusa, a wszystkim katolikom dano do zrozumienia, że w „kościołach siostrzanych” równie dobrze można się dostać do nieba, i to zdecydowanie łatwiej, bo bez konieczności odpokutowywania doczesnych kar w czyśćcu. Wystarczy zmienić wyznanie, by nie przejmować się już więcej zadośćuczynieniem. Zresztą ilu katolików się tym jeszcze przejmuje? Który kaznodzieja, kierownik duchowy i spowiednik przesiąknięty nadinterpretacją Bożego miłosierdzia, rozważył słowa Jana Pawła II, właśnie z encykliki o Bożym miłosierdziu i naucza tego innych: „W każdym wypadku naprawienie zła, naprawienie zgorszenia, wyrównanie krzywdy, zadośćuczynienie za zniewagę, jest warunkiem przebaczenia” (DM 14)?
Koncepcja nadziei powszechnego zbawienia – do której ten sam papież wydaje się nawiązywać w książce Przekroczyć próg nadziei, cytując św. Pawła10 – oprócz źródeł starotestamentalnych, faktycznie uzasadniana jest często tekstem: „Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1Tym 2, 4), zresztą w dość zawiłym powiązaniu ze słowami archanioła Gabriela: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37)11. Można by ją przecież bardziej przekonująco oprzeć na innym Pawłowym tekście o zbawieniu (Rz 8, 23-25), tylko że perykopa ta nie za bardzo odpowiada tym, którzy mają problem z zaakceptowaniem katolickiego dogmatu o zmartwychwstaniu ciał. Niestety ograniczona umiejętność niemylenia woli z działaniem, możliwości z koniecznością i nadziei z pewnością, popycha niektórych myślicieli do nadawania ich szlachetnym, jednak tylko subiektywnym przekonaniom, nie wykraczającym poza orbitę hipotez i przypuszczeń, rangi teorii i twierdzeń doktrynalnych, co wnosi wiele zamętu do rozumienia głównych prawd wiary katolickiej i w konsekwencji ich praktykowania.
Zachęcając do lektury bieżącego numeru, prezentującego naukę o rzeczach ostatecznych, zarówno starą, klasyczną, jak i mniej kontrowersyjną część tej nowszej, przywołamy raz jeszcze słowa wybitnego teologa, dziś papieża emeryta: „Każdy ma powód do żywienia nadziei, choć z drugiej strony zagrożenie pozostaje. Będzie grupa takich, którzy na zawsze zostaną odrzuceni. Kto wie, czy pośród nich nie znalazł się taki, kto sądził, że wolno mu się uważać za dobrego katolika, a wcale takim nie był? Kto wie, czy odwrotnie, pomiędzy tymi, którzy nie przyjęli zaproszenia, nie znaleźli się także ci Europejczycy, którym zaoferowano chrześcijaństwo, a oni nim wzgardzili? I tak dla wszystkich pozostaje nadzieja i groźba”12.
Przypisy:
1 Joseph Ratzinger, Neopoganie i Kościół, w: Benedykt XVI, Ostatnie rozmowy, red. Peter Seewald, tłum. Jacek Jurczyński, Rafael, Kraków 2016, s. 306.
2 Por. Maria Miduch, Biografia Syna Bożego, WAM, Kraków 2017.
3 Joseph Ratzinger, Neopoganie i Kościół, dz. cyt. s. 301.
4 Por. Tomasz Merton, Siedmiopiętrowa góra, ZNAK, Kraków 1973, s. 258-262.
5 Antoni Maria Klaret, Autobiografia, nr 8-17, 205-210.
6 Antoni Maria Klaret, Camí drét y segúr per arribar al cel, Vich 1845, s. 2; Barcelona 1845, s. 3; Igualada 1845, s. 3. Tłumaczę z: Camino recto y seguro para llegar al cielo, Barcelona 1851, s. 3. Wyróżnienie dużymi literami uczynione przez Klareta.
7 Joseph Ratzinger, Neopoganie i Kościół, dz. cyt. s. 297.
8 Tamże, s. 299.
9 W minionej dekadzie odpowiednio o 3,3% oraz 13,1%, w Europie 15,0% oraz 25,4%.
10 Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, KUL, Lublin 1994, s. 70.
11 Autorzy pomijają fakt, że czasownik ἀδυνατήσει użyty jest w Piśmie Świętym tylko dwa razy – drugi raz w zapewnieniu Jezusa: „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd tam!, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was” (Mt 17, 20). Trafniej byłoby więc zestawić 1Tm 2, 4 z Mk 14, 36 i Mt 19, 26 (πάντα δυνατά), lub ewentualnie z Łk 18, 27 (δυνατά, ale już bez πάντα).
12 Joseph Ratzinger, Neopoganie i Kościół, dz. cyt. s. 307.