Powołania

5(139)2019 Od Redakcji

       Biologicznie nie ma starości bez młodości, za to młodość bez starości była dawniej najczęstszym losem człowieka. Większość ludzi mogła najwyżej marzyć o starości. Dzisiaj ludzie żyją bardzo długo, ale marzy im się długowieczność bez starości, a raczej bez tego, co im się ze starością kojarzy.
       Gdy odłożymy na bok kryteria biologiczne okaże się, że są ludzie, którzy dożyli starości bez młodości i/lub bez dzieciństwa – na przykład ofiary wojny. Wojny nie tylko pozbawiają starości młodych i dorosłych, którym odbierają życie, ale także odbierają dzieciństwo i/lub młodość nieletnim, którym udaje się przeżyć: okupację, niewolę, deportację, więzienie, obóz koncentracyjny – i doczekać starości. Takiej młodości pozbawionych było wielu rówieśników św. Jana Pawła II, ludzi urodzonych około sto lat temu. Podczas okupacji niewielu z nich mogło nawet pomarzyć o małżeństwie. Późno zakładali rodziny, niekiedy wiele lat po wojnie, a ich dzieci często nie miały dziadków.
       Podobno dziadkowie rozpieszczają wnuków. Nie miałem tego szczęścia. Najstarszą osobą w rodzinie, którą pamiętam, był wujek Stefan, powstaniec wielkopolski, mąż jednej z sióstr mojego ojca. Miał małą maturę jeszcze sprzed odzyskania niepodległości, niemiecką, znał łacinę i grekę, był oczytany w literaturze klasycznej, posiadał niezwykłą wiedzę, mądrość i rozwagę, chociaż w czasach komunizmu mógł być tylko gospodarzem na kilkunastu hektarach. Słuchanie go sprawiało zawsze wielką radość i przyjemność. Mówił poprawną, piękną polszczyzną. Mówił niewiele, a gdy już coś powiedział, to żadne jego słowo nie było pustym ozdobnikiem. Każde zdanie było gramatycznym majstersztykiem. Potrafił odpowiedzieć zrozumiale małemu dziecku na każde pytanie i w bardzo krótkim czasie wyjaśnić to, czego nauczyciele w szkole nie potrafili dokonać w ciągu wielu lekcji.
       Ujrzałem go oczyma wyobraźni podczas lektury tekstu przygotowanego dla nas przez sędziwą siostrę Anuncjatę. „Miałam to szczęście – napisała – że na mojej drodze życia spotykałam się z osobami starszymi o głębokiej kulturze, bogatej duchowości uwarunkowanej niezwykłą wiernością Bogu, od których emanowała prawdziwa, nieprzeciętna mądrość umysłu i serca, mimo niesprzyjających okoliczności z racji słabości i ułomności podeszłego wieku. Cechowała je wielka, niezwykła życzliwość dla nas młodych zakonnic, którym chciały przekazać zdobytą w życiu mądrość i osobiste doświadczenie”. Mój Boże! Czyż nie tak właśnie powinien się rodzić szacunek do starości?
            Prawdopodobnie większość naszych Czytelniczek i Czytelników ma podobne doświadczenia i podobny stosunek do zagadnienia, które omawiamy w bieżącym numerze. Co jednak mają powiedzieć ci, którzy jak sieroty wojenne nie znające swoich dziadków, nie mieli szczęście poznać w podobnych okolicznościach praktycznej realizacji charyzmatu ich zgromadzenia i nabrać przy okazji szacunku do starości; którzy wyrośli w instytutach bez rodzimej kadry w podeszłym wieku, albo całą formację i dojrzałe życie zakonne przebywają w domach tętniących pracą apostolską, pozbawionych starych „nieużytecznych” już sióstr i współbraci, przeniesionych do wspólnot „pogodnej starości”? Czy wystarczą im zapewnienia specjalistów od formacji ciągłej, że nie powinni się obawiać starości, że przecież nikt ich po ukończeniu określonego wieku nie wyśle na emeryturę ani nie pozwoli na próżnowanie, a gdy definitywnie opuszczą ich siły, znajdzie się dla nich jakieś przytulne, ustronne miejsce w domu starców lub hospicjum?
       Tym bardziej jesteśmy wdzięczni Biskupowi świdnickiemu, najstarszemu w Polsce ordynariuszowi, że zechciał napisać dla nas tekst, w którym – jak przystało na prawdziwego pasterza – przypomniał o konieczności otoczenia troską duszpasterską seniorów, ale też umożliwienia seniorom działalności apostolskiej. Nauczał już o tym św. Jan Paweł II, ale czym innym jest wiedzieć o czymś i się z tym zgadzać, a czym innym być o czymś przekonanym i to realizować. Biskup Ignacy nie tylko jest znawcą nauczanie papieża Wojtyły, ale sam śmiało wciela je w życie i zrozumiale przekazuje je innym.
       Dziękujemy wszystkim naszym Autorom. Tak się składa, że średnia wieku tych, którzy napisali teksty o starości wynosi 65 lat, choć żadne z nich nie ma nawet mniej więcej tyle. W takim wieku Polacy mają przed sobą statystycznie 16 lat życia, z czego 8 lat w zdrowiu, Polki 20 lat i pół roku, z czego prawie 9 lat w zdrowiu. Statystycznie mają więc przed sobą jeszcze prawie dekadę, zanim „dopadną” ich skutki starości. Oczywiście młodszym zostaje trochę więcej, choć nie aż tyle, ile by wynikało z prostego dodawania; starszym trochę mniej, choć oczywiście więcej, niż by to wynikało z prostej arytmetyki, bo dla osoby starszej przeciętne trwanie życia jest dłuższe niż dla osoby młodszej. To konsekwencja metodologii stosowanej do obliczania średniego dalszego trwania życia, wynikająca z faktu, że przeżycie każdego kolejnego roku zwiększa szansę dożycia do coraz starszego wieku. Jest to wyjątkowa w rozważaniach demograficznych sytuacja, kiedy starość cieszy się konkretnym przywilejem w porównaniu z młodością, przynajmniej w rachunkach statystycznych.
       Prosiliśmy Autorów, aby o starości i wynikającej z niej niepełnosprawności napisali z optymizmem i radością. I tak uczynili. I jesteśmy im za to wdzięczni. Trzeba jednak pamiętać także o tym, że tak jak w dawnych czasach pośród nielicznych dożywających sędziwego wieku byli również tacy, którzy znaleźli się w ich gronie kosztem zdrowia i życia innych, tak też i dzisiaj nie wszyscy złoczyńcy pokutują w więzieniu. Otaczając opieką i starając się pomóc wszystkim seniorom bez wyjątku, utwierdzamy ich w przekonaniu, że zasługują na szczęśliwą i pogodna starość zanim pójdą do nieba. Tymczasem niektórzy z nich popełnili w przeszłości różne zbrodnie, do których nigdy się nie przyznali, za które nigdy nie przeprosili, nigdy nie naprawili wyrządzonych krzywd i nigdy nie podjęli pokuty (por. DM 14, akapit 10, o warunkach przebaczenia). Niekoniecznie musieli uczestniczyć w rzezi wołyńskiej lub brać udział w bandyckim napadzie. Może „tylko” kolaborowali z bandyckim systemem władzy, który zgładził dziesiątki tysięcy rodaków, więził setki tysięcy, milionom wydarł z serca wiarę w Boga, a dzisiaj uważają się za biednych staruszków i nie poczuwają do żadnej odpowiedzialności. Darmo szukać opracowania teologiczno-pastoralnego podejmującego to trudne zagadnienie.
       Niestety to może w jakimś stopniu dotyczyć również niektórych naszych sióstr i współbraci. Może chodzić o współodpowiedzialność za rezygnację z realizacji powołania lub bezzasadne usunięcie ze zgromadzenia kogoś, kto później z tego powodu zerwał więź z Kościołem. Może chodzić o różnego typu nadużycia władzy, niekoniecznie prowadzące do targnięcia się przez podwładnych na własne życie, o brzemienne w skutki błędne decyzje personalne motywowane ambicją lub niekompetencją, o uwikłanie w brudne interesy, matactwa finansowe, nadużycia seksualne, folgowanie nałogom lub faktycznie o współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa, za które winowajcy nigdy nie zostali rozliczeni, a krzywdy nigdy nie zostały naprawione. Obecna walka z Kościołem ujawnia wołające o pomstę do nieba grzechy pedofilii w jego łonie, ale wskazując na ich marginalny zakres dobrze wiemy, że tych innych grzechów zamiecionych pod dywan mogło być znacznie więcej.
       Czy powinniśmy więc z uporem starać się o to, aby starość była zawsze dla wszystkich radosna i piękna? Czy starość nie jest dla pewnych osób ostatnim dzwonkiem na stanięcie w prawdzie i ostatnią szansą na podjęcie pokuty? Jak to jednak zrobić? Jak im w tym pomóc?

©2024 Misjonarze Klaretyni Prowincja Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone
Zadaj pytanie on-line